Byłoby fajnie, a nawet potwierdzają to badania naukowe prowadzone przez kilka tygodni lub miesięcy na zmotywowanej grupie ochotników. Wystarczy jeść tyle i tyle kcal mniej dziennie, dodatkowo tyle i tyle spalić na siłowni, i bach!
Kilogram mniej tygodniowo!
Fajnie to wygląda, tylko… to nieprawda, bo gdyby to było takie proste, jak w kalkulatorze dietetycznym, to problem nadwagi i otyłości nie powinien istnieć, a tymczasem jest coraz większy…
I tutaj zaczyna się historia powtarzana przez dietetyków, a nawet przez osoby, które „były KIEDYŚ (bo już dawno nie są) na takiej fantastycznej diecie i schudły” o braku silnej woli. Zamiast skupić się na przyczynie:
– dlaczego ktoś w ogóle je więcej niż potrzebuje?
– dlaczego nie potrafi zapanować nad wilczym apetytem?
wpędzają go w jeszcze większe poczucie winy, niż ta osoba i tak już ma.
W swojej codziennej pracy ciągle spotykam kobiety, które mówią o zrzuceniu ciężaru, jakim było myślenie o sobie źle przez lata, jak wiele krzywdy robią dietetycy powtarzający jak mantrę historię o bilansie kalorycznym, o 5 małych posiłkach i o liczeniu kalorii.
Dietetycy, media, a często znajomi i rodzina wpędzają osoby, które już mają problem w sferze emocjonalnej w poczucie winy – „coś jest ze mną nie tak, skoro nie potrafię jeść mniej” – które nikomu nie pomaga schudnąć, a już na pewno nie rozwiązuje problemu, jaki się kryje za nadmiernymi kilogramami.
O molestowanie seksualnym, przemocy w rodzinie, poczuciu, że „jestem niewidoczna, nieważna”, o wypełnianiu jedzeniem braku jakim jest wyniesione z dzieciństwa poczucie „jestem niewystarczająco dobra” opowiem w kolejnych postach.